Scroll down the page to be able to turn on the translation.


wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział III

                   Co za okropny dzień. Cały czas pada, i nie wygląda jakby miało przestać. W dodatku jestem przeziębiona, ale są plusy - mogę cały dzień siedzieć na twitterze i rozmawiać z Joshem. Kathy ma przyjść do mnie o wpół do drugiej, żebym się nie nudziła.
- Na pewno niczego ci nie trzeba? - zapytała troskliwie mama.
- Nie mamo, na pewno - odpowiedziałam - o, Josh jest dostępny.
Nie minęło nawet pół sekundy, a Josh już napisał. Zupełnie jakby dla mnie włączył komputer.
Długo rozmawialiśmy zupełnie o niczym, aż Josh napisał coś, co mnie totalnie zaskoczyło.
'wiesz, nie sądzę, żebyśmy znaleźli siebie gdzieś w tłumie. może spotkalibyśmy się godzinę po koncercie w alei Atelier przy Mayner Street?' 'hmmm... dobrze.' - napisałam. Szkoda, że zupełnie nie wiem gdzie to jest.
Przez chwilę na prawdę cieszyłam się ze spotkania z Joshem. Z chwilą jednak pojawiły się wątpliwości. Co jeśli on nie jest takim za jakiego go uważam? A jeśli mu się nie spodobam? Nie jestem lubianą osobą w szkole, w sumie to nawet nie wiem dlaczego. Mam wątpliwości co do tego spotkania. Pamiętam, co mama mówiła mi o znajomościach internetowych. Szczerze, to trochę się boję.
'może dasz mi swój numer telefonu, żebyśmy mogli się zgadać jakoś? To mój...' - podałam mu mój numer.
Minęła chwila a zdałam sobie sprawę, że dużo ryzykuje. Może specjalnie nie włączał kamerki a przerabiał głos w jakimś programie? Może tak jak mówiła Kathy jest pięćdziesięcioletnim pedofilem?
Zaczęłam jednak się śmiać. Przecież to idiotyczne. Nie każda poznana przeze mnie w internecie osoba musi być od razu pedofilem, wybuchłam śmiechem.
                   Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. To Kathy przyszła do mnie bym się nie nudziła. W sumie to się nie nudzę. Szybko zakończyłam rozmowę, by Kathy nie zaczęła gadać, że "miłość kwitnie".
- Heeej, jak się czujesz? - zapytała Kathy opiekuńczo.
- Okropnie. Najgorsze jest to, że koncert już niedługo, a ta głupia choroba nie zmierza ku końcowi.
- Mam nadzieję, że jednak wyzdrowiejesz - Kathy mnie przytuliła.
- Wiesz, lepiej mnie nie ściskaj, bo się zarazisz - powiedziałam śmiejąc się.
Nagle bardzo silnie zabolała mnie głowa. Zakręciło mi się w głowie. Kathy od razu zainterweniowała i nie zemdlałam, do czego chwilę potem by pewnie doszło.
- Nie wyglądasz za dobrze - Kathy przyłożyła mi rękę do czoła - i w dodatku masz strasznie gorące czoło.
- Wiem, w ogóle jest mi gorąco. Mama każe mi leżeć pod kołdrą ale non stop się odkrywam.
Usiadłam i wzięłam laptop na kolana.
- Ah, no właśnie miałam pytać... jak tam z Joshem? - zapytała.
- A co miałoby być? Po prostu rozmawiamy. - poczułam jak się lekko zarumieniłam.
- Taak, uważaj, bo ci uwierzę - Kathy zabrała mi komputer - pokaż co tam pisaliście.
- Niee! - krzyknęłam.
- Widzisz? Gdyby nic nie było po prostu dałabyś mi to przeczytać.
Kathy zaczęła scrollować całą naszą rozmowę. Od najświeższej wiadomości do pierwszej.
- UMÓWILIŚCIE SIĘ? - krzyknęła Kathy.
- Błagam, nie tak głośno! Jeszcze tego brakowało, żeby mama się o tym dowiedziała!
- Dobra, dobra. Masz jego numer? - zapytała z entuzjazmem.
-...mam... - powiedziałam cicho.
- Daj, dzwonimy!
- Co?! O, nie, nie ma mowy. - zaprzeczyłam stanowczo.
Rozmowę przerwał dzwonek telefonu Kathy.
- Halo? ... no dobrze, dobrze ... zaraz będę ... no pa - Kathy rozłączyła się - Muszę już iść. Tata chce jechać do meblowego...
- Dobrze, nie musisz się tłumaczyć - powiedziałam z uśmiechem.
- To pa. Kuruj się! - pożegnała się.
                   Znów rozpoczęłam rozmowę z Joshem. Bardzo przyjemnie nam się rozmawia. Zupełnie, jakbyśmy się znali od urodzenia. Nagle zapytał 'mieszkasz na Kwiatowej 16?'. Zamarłam. Nie odpisałam mu nic. Przerywając chwilę milczenia napisał 'wyjdź przed dom'. Pisałam mu, że nie mogę, że jestem chora a w dodatku pada a nie chcę się rozchorować na koncert. Nie słuchał. Uległam mu, założyłam buty i bluzę i zbiegłam na parter, a potem drzwiami frontowymi powoli wyszłam. Nikogo nie było. Nawet nie jeździły samochody, chociaż w normalne dni Kwiatowa jest dość ruchliwą ulicą. Wyszłam na chodnik. Stałam w deszczu i czekałam. Napisał mi wiadomość, którą przeczytałam na skypie w telefonie. 'Poczekaj chwilę'. Postanowiłam zostać jeszcze chwilę i poczekać. Nie wiedziałam, czego chciał, ale czekałam. Minęło piętnaście minut a zaczęło boleć mnie gardło i zaczęłam kichać. Postanowiłam dłużej już nie czekać. Dosyć mi było. W dodatku byłam bez parasola. Nie wiem jak pójdę na ten koncert w takim stanie. Postaram się udawać zdrową. Mama pomyśli, że wyzdrowiałam. Ludzie patrzyli się na mnie przez okna jak na idiotkę.
                    Cała mokra weszłam na przedpokój i szybko przemknęłam przed wejściem do kuchni, by mama nie zobaczyła, że wyszłam na dwór i wracam cała mokra. Wbiegłam po schodach, wpadłam jak burza do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Przebrałam się w suche rzeczy, a mokre wcisnęłam pod łóżko. Położyłam się spać. Byłam zmęczona tym ciągłym kichaniem i kasłaniem. Po paru chwilach zasnęłam.

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział II

                    - Komputera z rąk od wczoraj nie wypuszczasz! Zamykaj, NATYCHMIAST! - wrzasnęła na mnie mama - Żeby całe dwa dni w internecie przesiedzieć! Jadłaś ty coś w ogóle?
- Dobrze, mamo, uspokój się już - powiedziałam i poszłam w stronę łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, uczesałam się i poszłam do pokoju się ubrać. Ubrałam dżinsowe szorty i bluzkę z krótkim rękawem. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać książkę, którą ostatnio wypożyczyłam. "Wolałabym czytać teraz jakieś fanfiction..." pomyślałam. Po przeczytaniu paru kartek przyszedł sms od Kathy "Umarłaś czy co, że się nie odzywasz?" napisała. Szybko odpisałam "Niee, po prostu poznałam kogoś i z nim sobie pogadałam".
Nie minęło nawet 5 minut a usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie zdążyłam się przywitać, a Kathy już wybuchła.
- Pogadałaś sobie z "NIM"? A więc to chłopak!
- Ćśśśśś, opowiem ci w pokoju - szepnęłam.
Weszłyśmy do mnie do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłyśmy na łóżku.
- No, kto to ten "on"? - zapytała.
- Poznałam go na twitterze, jest boy belieberem. To po prostu znajomość internetowa...
- Tak, jasne - zaprzeczyła Kathy - wiesz jak on wygląda?
- Nie widziałam go, ale popytałam go trochę i teraz dość dużo o nim wiem...
- Jaki ma głos? - krzyknęła Kathy.
- Nie słyszałam go dokładnie bo ma słaby mikrofon. Taki dość męski, z chrypką...
- A wiesz jak on w ogóle ma na imię?
- Tak - powiedziałam cicho.
- No... to powiedz! - znów krzyknęła.
- Josh... - wydawało mi się, że na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec, ale Kathy na szczęście go nie zauważyła.
- A co jeśli on jest jakimś pedofilem, w dodatku pięćdziesięcio-pięcio letnim?
- Przecież nie wie jak wyglądam.
- Oh, Evy... - Kathy wstała - weź torbę i chodź na zakupy, za słodko się zrobiło.
Wzięłam moją nową torbę z Justinem, która bardzo mi się podobała. Ubrałam moje ulubione, czerwone conversy i poszłyśmy.
                    W centrum było strasznie dużo ludzi. W sumie to rozumiałam to, bo były mega obniżki, na które sama chciałabym się załapać. Kathy pociągnęła mnie za rękę i ciągnęła w stronę H&M'u. Zauważyłam, że ludzie dziwnie patrzą na moją torbę. Nagle podbiegł do mnie jakiś chłopak.
- Haha, nie wiedziałem, że noszenie rzeczy z pedałami jest teraz modne, haha! - śmiał się ze mnie.
Podszedł kolejny, i również zaczął się śmiać. Po kilku minutach wokół mnie zebrała się całkiem duża grupa śmiejących się ze mnie ludzi, śmiejących się z Justina. Mimo, że na twitterze wydaje się być pewna siebie, w rzeczywistości taka nie jestem. Bardzo łatwo mnie zranić i doprowadzić do płaczu. Zakryłam twarz rękoma i pobiegłam przed siebie płacząc. Słyszałam za sobą, jak Kathy wrzeszczy do nich. "Widzicie do czego tacy kretyni jak wy doprowadzają?!".
Wbiegłam do pierwszej toalety i skuliłam się w rogu. Byłam pewna, że w toalecie nikogo nie ma, więc nie powstrzymywałam łez. Nagle usłyszałam, jak drzwi do toalety powoli się otwierają. Skuliłam się jeszcze bardziej.
- Evy? Jesteś tu? - usłyszałam znajomy głos Kathy.
Zauważyła mnie i ukucnęła przede mną.
- Słuchaj, nie przejmuj się nimi. Oni po prostu lubią dręczyć ludzi. Oni nie znają Justina tak dobrze, jak ty. Ty wiesz, że nie jest takim, za jakiego oni go uważają. Nie jest pedałem. Przecież obie wiemy, że jest miłym, pomocnym i kochającym chłopakiem - pocieszała mnie - Chodź, nie przejmuj się. Kupię ci coś ładnego, to od razu ci się humor poprawi.
Kathy wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Bez ciebie nigdzie nie idę - powiedziała.
Chwyciłam ją za rękę, a ona pomogła mi wstać. Kathy zachowała się jak idealna przyjaciółka.
- Szybko popraw włosy, zmyj rozmazany makijaż i idziemy.
                    Wyszłyśmy z toalety. Nadal czułam na sobie spojrzenia ludzi, ale już się nimi tak nie przejmowałam. Weszłyśmy do H&M'u. Kathy kazała mi wejść do przymierzalni i czekać, aż przyjdzie. Czekałam z 15 minut, co chwilkę wyglądając zza zasłony, by sprawdzić, czy idzie. W końcu gdzieś pomiędzy wieszakami dostrzegłam czerwony jak krew mig kudełków Kathy. Szybko schowałam głowę i usiadłam na stołku w przymierzalni.
- Zamknij oczy! - krzyknęła zza zasłony - "Tadaa!"
Otworzyłam oczy. Kathy trzymała w ręce piękną, dziewczęcą szyfonową sukienkę.
- Łał, gdzie ją znalazłaś? Jest śliczna! - od razu się rozweseliłam.
- Powinnam dostać medal 'Mistrzyni Shoppingu' - powiedziała Kathy i przybrała dziwną, ale śmieszną pozę.
Zaśmiałam się. Uśmiech zniknął jednak z mojej twarzy, gdy spojrzałam na metkę.
- Kathy, ta sukienka jest za droga! Nie stać mnie na nią!
- To nic. Przymierzaj.
Przymierzyłam sukienkę. Leżała idealnie. Była leciutka jak piórko, a ja uwielbiam takie sukienki.
- Idealna na koncert Justina, co?
- Taak, jest... zaraz! Skąd wiesz, że jadę na ten koncert?
- Bo to ja namówiłam twoich rodziców by kupili bilety. Jadę tam z tobą. - Kathy zawiesiła na palcu dwie wejściówki na koncert i zaczęła nimi kręcić.
- Boże, Kathy jesteś najukochańsza pod słońcem! - krzyknęłam i rzuciłam się przyjaciółce na szyję.
- Nie ma za co, w końcu jesteśmy przyjaciółkami - uścisnęła mnie.
W drodze do kasy Kathy zauważyła opaskę ze sztucznymi kwiatkami i postanowiła dołożyć ją do prezentu
                    Wróciłam do domu bardzo wesoła. Weszłam do salonu, bo postanowiłam pochwalić się mamie sukienką.
- Idealna na koncert - powiedziała mama i uśmiechnęła się.
- Wiem, dlatego Kathy mi ją wybrała - uśmiechnęłam się - na koncert Justina.
- Teraz na pewno zostaniesz cą całą One Guess Lovely Girl.
- One Less Lonely Girl, mamo - poprawiłam mamę i ją przytuliłam.

Rozdział I

                    Jest ciemno, w końcu co się dziwić, jest przecież druga w nocy. Przeglądam twittera. 139 nowych tweetów, I TO ZALEDWIE W MINUTĘ!
- Ehh... - westchnęłam - że tym ludziom to się spać nie chcę.
Kliknęłam jednak w nowe tweety. Przeglądam, przeglądam. O taaak! Tweet Justina! Tylko na to czekałam przecież. Co z tego, że napisał zwykłe "dobranoc beliebers", ważne, że napisał!
- Hmm.. odpisać czy nie odpisać? - zaczęłam się zastanawiać - Nie chcę wyjść na jakąś psycho-fankę...
Jednak zdecydowałam się odpisać, a co mi tam.
- Pewnie i tak nigdy mnie nie pozna, zobaczę go na koncercie, poryczę się jak głupek i tyle. Nic więcej. Jestem zwykłą dziewczyną...
"Dobranoc Justin, pamiętaj, my wszyscy cię kochamy!" napisałam. Poczekałam chwilę z nadzieją, że Justin odpowie, poda dalej, lub po prostu doda do ulubionych. Niestety, interakcje milczały jak zaklęte. "Jak trudno sprawić, by Justin zauważył twoje tweety do niego? BARDZO.", tweetnęłam. Ziewnęłam i włączyłam kartę z interakcjami, sądząc, że gapienie się na nie w czymś pomoże.
- Ooo, ktoś coś napisał - powiedziałam sennie, po czym jakby poparzona usiadłam prosto na krześle - boy belieber? faajnie.
"Ja spamuje do niego praktycznie cały czas, ale on i tak nie widzi. musimy mu kupić okulary.", napisał.
                    Pisałam z nim co najmniej do wpół do czwartej. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. On wiedział wszystko o Justinie... znaczy, ja też wiem, ale on wie wszystko tak dokładnie! "Jedziesz na najbliższy koncert Justina?", zapytał. "Oczywiście, że jadę! mam wykupioną strefę Diamond, tuż przy scenie!", napisałam. "Serio? ja też! może zobaczę cię gdzieś na koncercie?"
Trochę się zdziwiłam. Owszem, to fajnie spotkać kogoś znajomego na koncercie, ale jestem trochę niepewna. A z resztą, przecież dla mnie nawet niebo jest dziwne, więc nie ma się czym przejmować.
Właściwie nie schodziłam dzisiaj z kompa, jedynie tylko by się umyć i coś zjeść. Cały dzień z nim pisałam. Wydaje się być miły. Ma na imię Josh.
                    Zapytał, czy mogłabym mu podać swojego skype'a. Zgodziłam się. Połączyliśmy się tylko z mikrofonami, bo on nie ma kamerki. Rozmawialiśmy, ale nie rozumiałam go za dobrze, bo mikrofon trochę zniekształcał mu głos. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania dotyczące nas, typu jaki mamy kolor włosów, oczu, czy mamy chłopaka/dziewczynę i tym podobne. Rozmawiało się tak przyjemnie, jak pisało. Jednak w jego głosie było coś dziwnego. Tak jakbyś rozmawiała z Justinem, który ma tycią chrypkę.