Scroll down the page to be able to turn on the translation.


czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział I

                    Jest ciemno, w końcu co się dziwić, jest przecież druga w nocy. Przeglądam twittera. 139 nowych tweetów, I TO ZALEDWIE W MINUTĘ!
- Ehh... - westchnęłam - że tym ludziom to się spać nie chcę.
Kliknęłam jednak w nowe tweety. Przeglądam, przeglądam. O taaak! Tweet Justina! Tylko na to czekałam przecież. Co z tego, że napisał zwykłe "dobranoc beliebers", ważne, że napisał!
- Hmm.. odpisać czy nie odpisać? - zaczęłam się zastanawiać - Nie chcę wyjść na jakąś psycho-fankę...
Jednak zdecydowałam się odpisać, a co mi tam.
- Pewnie i tak nigdy mnie nie pozna, zobaczę go na koncercie, poryczę się jak głupek i tyle. Nic więcej. Jestem zwykłą dziewczyną...
"Dobranoc Justin, pamiętaj, my wszyscy cię kochamy!" napisałam. Poczekałam chwilę z nadzieją, że Justin odpowie, poda dalej, lub po prostu doda do ulubionych. Niestety, interakcje milczały jak zaklęte. "Jak trudno sprawić, by Justin zauważył twoje tweety do niego? BARDZO.", tweetnęłam. Ziewnęłam i włączyłam kartę z interakcjami, sądząc, że gapienie się na nie w czymś pomoże.
- Ooo, ktoś coś napisał - powiedziałam sennie, po czym jakby poparzona usiadłam prosto na krześle - boy belieber? faajnie.
"Ja spamuje do niego praktycznie cały czas, ale on i tak nie widzi. musimy mu kupić okulary.", napisał.
                    Pisałam z nim co najmniej do wpół do czwartej. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. On wiedział wszystko o Justinie... znaczy, ja też wiem, ale on wie wszystko tak dokładnie! "Jedziesz na najbliższy koncert Justina?", zapytał. "Oczywiście, że jadę! mam wykupioną strefę Diamond, tuż przy scenie!", napisałam. "Serio? ja też! może zobaczę cię gdzieś na koncercie?"
Trochę się zdziwiłam. Owszem, to fajnie spotkać kogoś znajomego na koncercie, ale jestem trochę niepewna. A z resztą, przecież dla mnie nawet niebo jest dziwne, więc nie ma się czym przejmować.
Właściwie nie schodziłam dzisiaj z kompa, jedynie tylko by się umyć i coś zjeść. Cały dzień z nim pisałam. Wydaje się być miły. Ma na imię Josh.
                    Zapytał, czy mogłabym mu podać swojego skype'a. Zgodziłam się. Połączyliśmy się tylko z mikrofonami, bo on nie ma kamerki. Rozmawialiśmy, ale nie rozumiałam go za dobrze, bo mikrofon trochę zniekształcał mu głos. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania dotyczące nas, typu jaki mamy kolor włosów, oczu, czy mamy chłopaka/dziewczynę i tym podobne. Rozmawiało się tak przyjemnie, jak pisało. Jednak w jego głosie było coś dziwnego. Tak jakbyś rozmawiała z Justinem, który ma tycią chrypkę.

1 komentarz:

Paxiv pisze...

fajnie sie zapowiada. piszcie dalej :3